Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nie ma ciała, nie ma zbrodni - mówił bezczelnie morderca ciężarnej 19-latki. Miał rację?

Małgorzata Moczulska
Tajemnicze zniknięcie Edyty z Piławy Górnej było zagadką przez kilka lat. Próbowała ją rozwikłać rodzina dziewczyny, detektywi, policja, a nawet jasnowidz. Do dziś w sprawie jest kilka pytań, na które odpowiedzi pewnie już nigdy nie poznamy. Do dziś też sędziowie, którzy w zawodzie pracują od lat, na wspomnienie tej historii z niedowierzaniem kręcą głową. Opis tej zbrodni jest bowiem odrażający, a jeszcze bardziej przerażające jest to, że Edytę zabił jej ukochany. Mężczyzna, którego bardzo kochała i którego dziecko nosiła pod sercem...

Edyta zniknęła nagle w Dniu Dziecka i przez blisko 4 lata była osobą zaginioną. Rodzina szukała ją wszędzie. Nie tracąc nadziei, że po prostu wyjechała.
- Od początku czułem, że to on zrobił jej krzywdę, ale wciąż łudziłem się, że może jednak nie – mówił podczas rozprawy sądowej Andrzej K., ojciec zamordowanej. Podkreślał, że wszystkie ślady prowadziły Mariusza S. W dniu, w którym zaginęła miała się z nim spotkać. Zapisała to wszystko w pamiętniku. Prowadziła go od lat.
- Ale ten bydlak, kiedy przyszedłem do niego kilka dni po tym jak córka zniknęła, wyparł się, że ją w ogóle zna - mówił płacząc. - Twierdził, że nie wie kim jestem i o co mi chodzi.
Podczas śledztwa Mariusz S. nadal utrzymywał, że nie zna Edyty. Kłamał nawet podczas konfrontacji z rodziną. Policja nie wierzyła w jego wersje, ale nic nie mogła zrobić. Miał alibi na ten wieczór. Dała mu je jego konkubina. W dodatku nie było ciała dziewczyny, nie było dowodów, nie było nawet pewności, że kobieta nie żyje. Z tego powodu po dwóch latach prokuratura umorzyła śledztwo.
Wszyscy do dziś są zgodni, że dziewczyna była tą miłością zaślepiona. Kochała go tak bardzo, że nie przeszkadzało jej, że związek z nią chciał ukryć przed całym światem. Serce jej krwawiło, ale koleżankom mówiła wymijająco, że to przecież takie romantyczne.
- Był od niej dziesięć lat straszy, rozwodnik, który miał dziecko z konkubiną, u której mieszkał od kilku lat – opowiada Ania, koleżanka Edyty jeszcze ze szkoły średniej. – Edytę traktował jako młodą, ładną dziewczynę na kilka wieczorów w tygodniu. Spotykali się u niej w domu. Kochała go tak bardzo, że nie chciała nikogo słuchać, a wszyscy mówili jej, że to związek bez przyszłości, że on się nią tylko bawi i jak mu się to znudzi zostawi ją ze złamanym sercem. Mówiła mi, że jej zazdroszczę dlatego tak ją zniechęcam. Pewnie, że jej zazdrościłam. Była piękna, zawsze uśmiechnięta. Ja miałam już dziecko i sama problemy na głowie, ona całe życie przed sobą. Dlatego tak mnie złościło, że chce je sobie na własne życzenie zmarnować. Dziś myślę, że mogłam coś zrobić, ale nie spodziewałam się, że on będzie zdolny do morderstwa.
***
Mimo umorzenia śledztwa rodzina się nie poddawała. Poruszyli niebo i ziemię by wyjaśnić zagadkę. Wciąż wierzyli, że Edyta żyje. Szukali jej wszędzie, choć z miesiąca na miesiąc byli coraz bardziej pewni, że nie żyje, że zabił ją kochanek. W 2004 roku, po interwencjach rodziny, sprawą zajęto się ponownie. Tym razem trafiła ona Wrocławia.
Tam zajęło się nią kilku funkcjonariuszy Komendy Wojewódzkiej Policji. To im udało się wejść w środowisko oskarżonego, poznać go, a potem zdobyć jego zaufanie. Trwało to blisko rok. Opłaciło się. Mariusz S. kilkakrotnie powiedział policjantom, że zabił swoją kochankę. Część tych rozmów została zarejestrowana ukrytą kamerą. To pozwoliło w 2005 roku na jego aresztowanie. Miesiąc później hiszpańska policja zatrzymała 32-letniego Adamam G., który od dwóch lat był poszukiwany listem gończym. Jak się okazało ukrywał się przez ten cały czas na południu Hiszpanii, blisko granicy z Gibraltarem. To on pomagał zacierać ślady zbrodni.
Mariusz S. w prokuraturze podczas pierwszych przesłuchań przyznał się do winy. Jednak w trakcie procesu wycofał te zeznania i potem do końca już twierdził, że jest niewinny.
Na sali rozpraw zachowywał się na sali skandalicznie. Był opryskliwy, bezczelny, pewny siebie i nie chciał rozmawiać z sędziami.
***
Śledczym udało się jednak otworzyć wydarzenia sprzed lat.
1 czerwca 2002 roku 36-letni wtedy Mariusz S. umówił się ze swoją kochanką Edytą. Dziewczyna niczego nie przeczuwała. Myślała, że będą rozmawiać o ich dziecku. Pojechali autem mężczyzny za miasto. Tam skazany ofiarę udusił, a potem by zatrzeć ślady zmielił jej ciało w maszynie do rozdrabniania paszy. Szczątki rozrzucił po polach by zjadły je zwierzęta. Maszynę umył dokładnie i wrócił do domu, do konkubiny jak gdyby nigdy nic.
- Oskarżony to człowiek, który nie liczy się z nikim i niczym - uzasadniał wyrok 25 lat więzienia Wiesław Pędziwiatr z Sądu Okręgowego w Świdnicy. - Myśli tylko o tym by jemu było w życiu łatwiej. Dlatego najpierw chętnie spotykał się z dużo młodszą od siebie dziewczyną mimo, że miał rodzinę, a potem, kiedy okazało się, że jest ona w ciąży, postanowił się jej pozbyć. To, że oskarżony zamordował, w dodatku z motywacji zasługującej na szczególne potępienie nie budzi wątpliwości – podkreślał też sędzia Pędziwiatr. - Nie ma jednak wystarczających dowodów na to, że potem w tak okrutny sposób pozbył się ciała, choć jest to wysoce prawdopodobne. Nie możemy też przyjąć zgłaszanej przez oskarżonego tezy, że skoro nie ma ciała to nie ma zbrodni. To by bowiem oznaczało, że jest to sposób na zbrodnię doskonale.
***
Rodzina Edyty wciąż nie może się z całej sytuacji otrząsnąć. - Córka i wnuk nawet godnego pochówku nie mieli. Nie ma ich, nie ma ich grobu, a my nie mamy gdzie zniczy zapalić, pomodlić się, zapłakać – mówił nam ojciec Edyty.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dolnoslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto